Profil użytkownika bernardpiechal

O Jasmine co spadła z Księżyca

Aika, parzyste wersje widnowsów to ME i Vista...
Opowieści z chłodni (2011)

Ten film, to polska w pigułce. Ludzie są w nim dla siebie tacy polscy. Tak sobie po polsku pomagają i wspierają... To pierwszy od naprawdę dawna polski film, który obejrzałem, który był taki dobry i prawdziwy.

Miasto Boga (2002)

Jak na filmie jest scena, w której kamera "patrzy" w wizjer aparatu i widzimy... no, to, co naprawdę widać w wizjerze aparatu, a nie HUDa z samolotu myśliwskiego, to jest to zawsze godne uznania. :)

Avatar (2009)

Cóż. Nie spodziewałem się po tym filmie nic ponad komercyjną gumę do żucia dla oczu, ale chciałem przynajmniej zobaczyć podobno cudowną stereoskopię. Niestety, chłopaki jednak przeholowali z bazą i efekt jest taki, jak zazwyczaj w takich przypadkach: zamiast wrażenia trzech wymiarów mamy wrażenie oglądania wycinanej książeczki dla dzieci.

Zdjęcia, które pozostaną w mojej pamięci

Ludzie, którzy nawiązują kontakty z takimi fotografami nie mogą być całkiem źli ;)
V jak Vendetta (2005)

Ostrzeżenie dla ludzi, którzy CZYTALI komiks: ten film jest jak malowane taśmowo w Chinach reprodukcje znanych obrazów. Nasycenie kolorów w tym filmie przypomina kreskówki o kucykach, kostiumy przypominają te karnawałowe dla dzieci sprzedawane z supermarketów, scenariusz zaoferował wykastrowane zakończenie z typowo hollywoodzkim hepiendem, a aktorstwo? Cóż, Natalie Portman podczas tortur ma taką minę jak dziecko, któremu mama nie kupiła lizaka, i które właśnie planuje, jak za kare nie zje obiadu.
Ten film jest typowym przykładem kinowej wersji McDonalda.

Plein soleil (chinina_dla_nel)

"I jeśli ktoś nie widział jeszcze żadnego z nich, niech zobaczy najpierw Pana Ripleya, bo to sprawnie nakręcona historia, ale jeśli najpierw zobaczy się W pełnym słońcu, to później Pan Ripley po prostu nie przejdzie przez gardło (czy raczej powinnam powiedzieć - oczy)." Czyli dokładnie jak z "Infiltracją", i "Infernal Affairs". Zastanawiam się, czy istnieje JAKIŚ przyzwoity Hollywoodzki film, który nie byłby słabszą podróbą jakiegoś dobrego filmu z jakiegoś innego kraju?
Infernal Affairs: Piekielna gra (2002)

Oto film, z którego była rżnięta "Infiltracja". Jeżeli ktoś obejrzał oryginał najpierw niech sobie hollywoodzka podróbę po prostu daruje. Podróbka była już pozbawiona większości polotu, zaskoczenia i wdzięku oryginału. Po obejrzeniu Piekielnej gry Infiltracja smakuje już, jak creme brulee z McDonalda.

Biegnij, Lola, biegnij (1998)

- Die Tasche!
- Die Tasche!
- Die Tasche!
- Die Tasche!
- Die Tasche!
- Die Tasche!
;P

Edi (2002)

Wszystko jest w tym filmie explicite. Najpierw dosłownie powiedzą, a potem jeszcze skomentują, żeby nie było. Miał być to nareszcie dobry polski film, a wyszedł... ZNOWu polski film. Dałbym 3, ale a) obowiązkowa naga kobieta na ekranie jest naprawdę ładna (+2), b) jej pojawienie się na ekranie jest tak kompletnie bez sensu, że (-1).

Skazani na Shawshank (1994)

Niestety obejrzałem. Hollywoodzki wyciskacz łez. Budzi trochę podobne reakcje (obronne) co lecący niegdyś w telewizji program "Animals", który właściwie sprowadzał się do pokazywania wzruszających ocząt psów zaglądających w głąb duszy zza krat schroniska w rytm "Chi mai" Ennio Morricone.

Ponad czasem (2007)

Mam wrażenie, że ten film ma całemu światu przedstawić tradycyjną, koreańską sztukę śpiewu pansori. Stąd logiczne, że śpiewu w tym filmie jest dużo. Dla przeciętnego europejczyka ta muzyka, biorąc pod uwagą przeciętny poziom wykształcenia muzycznego (wynoszący: zero ;P ) może być trudna w odbiorze, a jej ilość w filmie może sprawiać dla niego wrażenie dłużyzn. Jednak mnie się wydaje, że właśnie o to chodziło w tym filmie - o posłuchanie muzyki z historią plecioną w tło.